Pomagać można na różny sposób i w różny sposób. Martyna Pobłocka – uczennica ZSP Sierakowice – postanowiła wyjechać w maju na 3 miesiące na misje do Rwandy. Rozmawiamy z nią o tym skąd wzięło się w niej pragnienie, oczekiwaniach i reakcjach bliskich.
Elżbieta Lejk: Misje – skąd ten pomysł?
Martyna Pobłocka: Od zawsze lubiłam pomagać. Przez cały czas w głowie kołatała mi się myśl o pomocy innym.Któregoś dnia, w naszej parafii, pojawiła się siostra zakonna z Kamerunu i opowiadała o misjach. I stwierdziłam „Wow. Tato, wyjeżdżam”. Myślę, że właśnie w ten sposób to wszystko się zaczęło.
Pośród różnych wolontariatów, które wysyłają na placówki, zaczęłam szukać czegoś dla siebie. Byłam wtedy jeszcze niepełnoletnia, więc musiałam nieco poczekać. Zaraz po osiągnięciu pełnoletności, skontaktowałam się z wolontariatem, który swoją siedzibę ma w Warszawie. Jest to wolontariat Salvatti – są oni m.in. organizatorami rejsu niepodległościowego. Od października, co miesiąc, jeździłam do Warszawy na spotkania przygotowujące mnie. Niektóre z nich odbywały się w ramach rekolekcji, inne psychologiczne i survivalowe.
Jak wygląda rekrutacja?
Wolontariat, który mnie wysyła na misję, nie ma specjalnych wymogów w stosunku do wolontariuszy. W innych wolontariatach trzeba mieć pewne wykształcenie lub znać określony język w stopniu znacznym. Moja organizacja wychodzi z założenia, że na misję wyjeżdżają ci, którzy chcą tego naprawdę i pozostałe kwestie nie są tak istotne.
Do Rwandy wyjeżdżam z brakiem oczekiwań i uprzedzeń. Zależy mi by przez cały czas utrzymać „otwartą głowę” – akceptować wszystko, co mnie tam spotka. W czasie misji będę przebywać na placówce u sióstr pallotynek. Na miejscu mamy się – najprawdopodobniej – zajmować małymi dziećmi, dla których prowadzić będziemy zajęcia szkolne i pozaszkolne.
Wyjazd na misje to loteria czy jednak masz możliwość wyboru miejsca docelowego?
Na pierwszym spotkaniu wypełnialiśmy ankiety, gdzie m.in. podawaliśmy informację, jaki kraj lub kontynent preferujemy. Osobiście zawsze chciałam wyjechać na misje do Afryki. Początkowo zostałam przydzielona do Kenii. Wraz ze mną jednak wyjeżdża moja przyjaciółka, która choruje na nowotwór. Docelowym krajem misyjnym, który w wypadku sytuacji zagrażającej życiu, mógłby zapewnić odpowiednią opiekę medyczną jest Rwanda. Więc ostatecznie poprosiłam o przeniesienie do Rwandy.
Dlaczego Afryka?
Myślę, że głównym powodem są ludzie. W wielu opowieściach misjonarzy słyszałam, że są to ludzie całkowicie z inną mentalnością niż my, Europejczycy – potrafią się cieszyć każdym drobiazgiem i dniem. Chce zarazić się od nich tą radością życia.
Misje w Afryce. To musiał być szok dla Twoich bliskich…
Od wielu lat nosi mnie w różne miejsca. Uwielbiam wyjeżdżać, podróżować – m.in. już kilkakrotnie byłam na pielgrzymce do Częstochowy z obecną grupą kaszubską. Wszystkie moje podróże były trudne dla mojej rodziny, ale przyzwyczaili się.
W momencie, gdy powiedziałam „Tato, wyjeżdżam na misję” to uznał, że żartuje. Później jednak do niego i całej mojej rodziny zaczęło dochodzić to, że mówiłam to na poważnie. Wiem, że mój tata się boi. Sama nie jestem pewna, czy pozwoliłabym mojemu dziecku na taki wyjazd. Boi się, ale mocno ufa Panu Bogu i mnie. Wie, dlaczego i po co tam jadę. Mimo strachu, bardzo mocno mnie wspiera.
Natomiast reakcje rówieśników i przyjaciół były różne. Jedni reagowali całkowitym brakiem zaskoczenia i akceptacją. Inni byli w szoku, nie dowierzali. Na początku spotkałam się też z kilkoma nieprzyjemnymi reakcjami osób, który zabraniały mi wręcz tego. Jednak nie przejmowałam się tym. Wiedziałam, że warto było spróbować.
Nie myślałaś by odłożyć to na czas po szkole?
Sądzę, że jest to tak wielkie marzenie, że nie chcę go odkładać na później. Nie chcę tracić szansy, okazji by móc je spełnić. Często odkładamy marzenia na później i w pewnym momencie orientujemy się, że jest już za późno. Nie chcę czekać.
Jest strach, ekscytacja…?
Na razie nie. Choć często słyszę pytanie o to czy się boję. W tej chwili nie. Jestem podekscytowana i bardzo się cieszę z wyjazdu. Jednak wiem, że w chwili, gdy stanę na płycie lotniska, pojawi się moment zawahania.
Do wyjazdu pozostało zaledwie kilka tygodni. Jak wyglądają przygotowania?
Do wyjazdy przygotowuję się coraz intensywniej. Ksiądz Tadeusz, proboszcz parafii św. Marcina w Sierakowicach, zapewnił mi korepetycję z języka angielskiego oraz pomoc finansową, za którą jestem bardzo wdzięczna. Oprócz tego istotne jest też przygotowanie medyczne – badania, szczepienia. Przed wyjazdem na misje, czeka mnie również wyjazd do Berlina, w celu zdobycia wizy. W Polsce niestety nie mamy ambasady Rwandy. Do tego dochodzą koszty zakupu biletu lotniczego.
Jesteś uczennicą szkoły ponadgimnazjalnej. Wyjazd nie koliduje z nauką?
Wyjeżdżam 31 maja, czyli już za 51 dni. W związku z tym muszę skończyć nieco szybciej rok szkolny, ale udało mi się już wszystko zorganizować i ustalić z Radą Pedagogiczną oraz dyrekcją.
Wyjeżdżam na trzy miesiące. Chciałabym zostać na dłużej, jednak we wrześniu rozpoczynam klasę maturalną. Dodatkowo wiza, którą otrzymam, ważna jest przez 90 dni. Mimo to, cieszę się bardzo że uda mi się zakończyć obecny rok szkolny trzy tygodnie wcześniej.
Najnowsze komentarze