Elektronika wszelkiej maści, wędki czy kasety magnetofonowe – to wszystko można było niegdyś kupić na kartuskim targowisku miejskim. Co prawda, te czasy już dawno minęły, jednak niewykluczone, że taka forma handlu mogłaby sprawdzić się również dziś. Tak uważa chociażby Pani Hanna, handlująca odzieżą w Kartuzach od niemal 20-stu lat.
Nostalgia, związana ze starym targowiskiem miejskim w Kartuzach, niewątpliwie dotyka nie tylko handlarzy, którzy niegdyś prowadzili tam swoje biznesy, ale również wielu mieszkańców Kartuz i okolic. W późnych latach 90-tych, a także we wczesnych latach „dwutysięcznych” miejsce to, jak pamiętamy, tętniło życiem. Na targowisku kupić można było niemal wszystko – sprzęt wędkarski, odzież czy nawet różnego rodzaju elektronikę, w tym konsole do gier typu Pegasus oraz dedykowane do niej gry na legendarnych „dyskietkach”.
Co dziś zostało z dawnego targowiska? Tak naprawdę niewiele. Zainteresowanie „Moim Rynkiem”, a więc obecnie funkcjonującą formą targowiska trudno porównywać z tym, co działo się w tym miejscu jeszcze kilkanaście lat temu. Pani Hanna, mieszkanka Kartuz stragan z odzieżą na kartuskim placu prowadzi od niemal 20. lat. Jak wspomina, kiedyś atmosfera tego miejsca była zupełnie inna. Handlarzy było sporo, współpraca między nimi układała się bardzo dobrze. Nikt też ze sobą nie konkurował, w myśl zasady „jeden do drugiego przyciągnie”.
-Brakuje mi tego starego targowiska, podobnego zdania są również moi klienci. Kiedyś przyjeżdżali tutaj ludzie z Trójmiasta z tego względu, że można było wszystko kupić. Co prawda, stary rynek może nie był najpiękniejszy, ale mimo przyciągał – wspomina Pani Hanna. – Można było spotkać znajomych z dawnych lat, porozmawiać. To była zupełnie inna atmosfera handlu. Dziś ten handel określiłabym jedynie dużą literą „D”. Nawet nowe osoby, które tutaj przychodzą, szybko uciekają, bo nic się tutaj nie dzieje. Tak to wygląda.
Zdaniem Pani Hanny większe skupisko handlarzy sprzyjało „ściąganiu” na targowisko potencjalnych kupujących. Obecnie dosłownie odrobinę większy ruch odnotować można w tak zwane dni targowe, kiedy jest więcej sprzedawców warzyw i owoców. Nadal jednak w stosunku do dawnych lat nie jest to nic zadowalającego. Nasza rozmówczyni dodaje też, że „Mój Rynek” niespecjalnie przyciąga tłumy i został wykonany jedynie „dla świętego spokoju”.
-Nie tylko ja to zauważyłam, ale odkąd nie ma w Kartuzach targowiska z prawdziwego zdarzenia to całe miasto w pewien sposób „umarło” – kontynuuje Pani Hania. – Kiedyś jak ktoś nie kupił czegoś na targowisku to poszedł w miasto. Co istotne, handlarze teraz niechętnie się tu rozstawiają, głównie dlatego że jest pandemia, stoi się można powiedzieć jedynie „na wytrwanie”. Myślę, że szansa na odtworzenie starego targowiska jest, tylko trzeba chcieć to zrobić. To już zależy wyłącznie od naszego samorządu.
Zdjęcia ze starego targowiska publikujemy poniżej dzięki uprzejmości Artura Sochy.
Najnowsze komentarze