Banino. Kasia i Filip, właściciele baru „Strąk Man”: „Naszą główną przyprawą jest serce, kochamy karmić…”

Banino. Kasia i Filip, właściciele baru „Strąk Man”: „Naszą główną przyprawą jest serce, kochamy karmić…”

Z Kasią i Filipem, właścicielami jedynego w powiecie kartuskim baru wegańskiego „Strąk Man”, mieszczącego się w Baninie koło Żukowa (ul. Bosmańska 1C/2), rozmawiał Andrzej Baranowski.

Andrzej Baranowski: Strąk Man – skąd pomysł na właśnie taką nazwę?

Kasia i Filip, właściciele „Strąk Man”: Będąc na diecie wegańskiej musimy zadbać o odpowiednie zbilansowanie białka, które przez osoby jedzące mięso i produkty odzwierzęce jest czerpane właśnie z tych produktów. Stosując kuchnię roślinną głównym źródłem białka są rośliny strączkowe. U nas strączki pojawiają się prawie w każdym posiłku, stąd właśnie pomysł na nazwę, bo „składamy się” ze strączków.

Reklamy

A. B.: Czym charakteryzuje się Państwa menu? Co można w nim znaleźć?

K. i F.: Jak wyżej, w prawie każdej pozycji z naszego menu znajdziemy strączki. Po za tym cała gama warzyw, płatki drożdżowe, które są źródłem witaminy B12, napoje roślinne, mąki, owoce i oczywiście tłuszcze roślinne. Nie boimy się przypraw, a nasza główną przyprawą jest serce. Oboje z Filipem wkładamy w gotowanie przede wszystkim serce, bo kochamy karmić. Poza sercem oczywiście naszymi sprzymierzeńcami są zioła i przyprawy, często dość wyraźne w smaku. Lubimy mieszać różne aromaty ziół i przypraw, co daje niewiarygodny smak, płynący właśnie z naszych serc.

A. B.: Kuchnia wegańska – nie brakuje osób, które uważają, że jest to kuchnia dość ograniczona jeśli chodzi o wartości odżywcze. A jak jest naprawdę?

K. i F.: To bzdura, trzeba jedynie odpowiednio zbilansować i dobrać do siebie produkty. Głównym źródłem witamin i minerałów dla każdego są rośliny, a nie mięso, po za tym dziś mięso jest kiepskiej jakości. Hodowla zwierząt zamieniła się w fabrykę, do obróbki przedmiotów – bo tak traktowane są zwierzęta niestety – gdzie do produkcji używa się antybiotyków, hormonów i więzienia. To tylko białko, które można zastąpić strączkami. Wpływ diety roślinnej na organizm człowieka jest dobrze przedstawiony w filmie „The Game Changers” na Netflix, gdzie porównuje się wydolność organizmu i jakość krwi do osób mięsożernych.

A. B.: Czy dania „wege” mogą stanowić ciekawą alternatywę dla dań mięsnych?

K. i F.: Zdecydowanie tak, to kwestia przypraw i odpowiedniego doboru składników. Zachęcamy do spróbowania, zapraszamy do nas, a nakarmimy po kokardki.

A.B.: Kim są Państwa klienci? Czy to wyłącznie osoby preferujące „wege-żywność” czy niekoniecznie?

K. i F.: Niekoniecznie, odwiedzają nas również osoby jedzące mięso, które są ciekawe smaków i otwarte na próbowanie różnego menu. To chyba kwestia otwartości i częściowo ciekawości. Mamy też klientów, którzy lubią urozmaicać posiłki i próbować różnej kuchni.

A. B.: Jak zaczęła się Państwa przygoda z „wege-żywnością”?

K. i F.: Ja zaczęłam strączkową drogę pracując w Gdyni w jednostce budżetowej, gdzie było sporo osób na diecie wegańskiej i wegetariańskiej. Z ciekawości pytałam „a jak”, „a gdzie”, „a skąd”. Słuchałam, czytałam i grzebałam w internecie, szukając odpowiedzi na główne pytanie mięsożercy, jakim było „jak tak można tak żyć”. Czytając, słuchając i oglądając dokumenty doszłam do wniosku, że to nie tylko zdrowie, ale w dużej mierze brak empatii i humanitarnego podejścia do zwierząt w ich hodowli i oczywiście ekologia. Niestety, produkcja mięsa wiąże się z ogromnym spustoszeniem klimatycznym – to też obrazuje film wcześniej wspomniany.

Od lat pomagałam zwierzętom, głównie kotom i psom. Miałam koty w domu tymczasowym, dokarmiałam koty wolnobytujace i organizowałam zbiórki pieniędzy na pomoc psom oraz zajmowałam się adopcjami psów, głównie rasy Tosa Inu. Teraz chwilowo pochłonęła mnie kuchnia i tworzenie własnej marki, jaką jest „Strąk Man”, ale do adopcji i organizacji zbiórek na pewno wrócę. Pomagając zwierzętom i jednocześnie jedząc je, czułam w sobie ogromną hipokryzję, więc to był kolejny argument do zmiany sposoby odżywiania.

Filip zawsze chciał, ale jakoś nie mógł się zabrać. Gdy poznaliśmy się, ja już byłam weganką i podjęcie próby zmiany było łatwiejsze dla Filipa. Urzekł mnie i chwycił za serce, gdy na pierwsze spotkanie, które było w środku dnia mojej pracy (po spotkaniu biznesowym byłam strasznie głodna) przyniósł w pudełeczku ciepły roślinny posiłek, który sam przygotował.

Po kilku dniach wspólnego spędzania czasu uznał, że spróbuje, a kolejne tygodnie pokazały mu, że lepiej się czuje i wzrosła mu znacznie wydolność organizmu. Filip odczuł duży przypływ energii i tak już zostało. Wpadł w wir tworzenia nowych smaków, sprawdzania i modyfikowania przepisów, co trwa do dziś. W menu mamy niespodziankę Filipa i to są codziennie inne wariacje i nowe często zaskakujące smaki. Co może być ważne dla niektórych mężczyzn – na diecie wegańskiej wzrasta potencja, co wiąże się z jakością krwi i wzrostem energii.

A. B.: Czy można przekonać zatwardziałego Kaszuba do „wege-jedzenia”? Jak Państwo uważają?

K. i F.: Nie chcemy nikogo przekonywać, nikomu narzucać zmian żywieniowych, to wybór każdego z nas, każdy ma prawo żyć jak chce i dokonywać własnych wyborów, zgodnych z samym sobą. Jednak fajnie by było, gdyby nie oceniano i nie krytykowano diety wegańskiej bez jej spróbowania i zdobycia wiedzy, z czym ona się wiąże dla nas, dla naszego organizmu i naszego otoczenia.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*