Tomasz Plicht o swojej podróży na Białoruś

Tomasz Plicht wyrusza w samotną, rowerową wędrówkę przez Białoruś [WYWIAD]

Tomasz Plicht wyrusza w swoją kolejną, rowerową podróż. Tym razem za cel obrał Białoruś. Co ciekawe, będzie to jego droga powrotna ze szkoły do domu… Rozmawiamy o celach podróży, samotności i planach na przyszłości.

Tomasz Plicht o swojej podróży na Białoruś
Tomasz Plicht o swojej podróży na Białoruś

Piotr Chistowski: Zanim zaczniemy rozmowę o kolejnej podróży – muszę zapytać. Czy potrafisz wytrzymać bez roweru? Każda okazja – podróż! Mam wrażenie, że widzieć Ciebie dłużej w jednym miejscu, granicy z cudem.

Tomasz Plicht: Już nie pamiętam ile razy powiedziałem „to moja ostatnia dłuższa podróż”- z pięć na pewno (śmiech). Mam za sobą rok w skoszarowanej Szkole Aspirantów w Poznaniu. Po długich pertraktacjach, dostałem możliwość trzymania tu roweru i tak – bardzo mi go brakowało. Teraz, kiedy już mam i jeżdżę rowerem często po mieście to myślę wciąż, jak to fajnie jest jeżdzić między lasami, polami, jak pięknie jest oglądać miejsca, których nie widziało się wcześniej. Chodź długo się wahałem – czy swój długo wyczekiwany urlop wykorzystać na pielgrzymkę, czy może jakieś tanie loty, to jednak serce ciągnie do czegoś innego – więc w Polskę i na wschód!

Reklamy

Postanowiłeś przyjechać ze szkoły, na wakacje, do domu. Jednak nie drogą prostą i szybką, ale trochę inaczej… Jaka będzie Twoja trasa podróży ze Szkoły Aspirantów do rodzinnych Ostrzyc?

Moje „wakacje”, a raczej 24-dniowa przerwa, to bardzo mało. Dlatego przyszedł mi do głowy pomysł, żeby wykorzystać je do maksimum możliwości. W drodze okrążającej Białoruś zamierzam wyruszyć już z Poznania, a wrócić na ostatnie, chyba 2, dni do domu.

Dlaczego wybrałeś Białoruś za cel? Nie są to chyba popularne tereny na rowerowe podróże…

No i dobrze, że nie są popularne. Nauczyłem się, że tam gdzie teoretycznie „nic ciekawego nie ma” jest właśnie najciekawiej i często najpiękniej. Mało kto jeździ rowerem po Białorusi. Jeśli już to najczęściej po terenach przygranicznych z Polską. Jest to spowodowane m.in. tym że Białoruś, obok Rosji to jedyny kraj w Europie do którego potrzeba wizy. Innym powodem może być stereotyp niebezpiecznego wschodu. Ja jednak, po moich wcześniejszych pobytach na Ukrainie czy w Mołdawii, wierzę, że i tam spotkam się z tak niesamowitą gościnnością.

Postanowiłeś odwiedzić tamtejsze sanktuaria. Jakie punkty na trasie musisz, według zakładanego planu, odwiedzić?

No tak. Każda moja podróż o sanktuaria zachaczała i tym razem nie będzie inaczej. Najbardziej znamienitym białoruskim sanktuarium jest Budosław, ale oprócz niego spróbuję odwiedzić jeszcze Brasław i Grodno. Co jeszcze? Chodzą mi mocno po głowie przygraniczne okolice Czarnobyla. Żal byłoby nie odwiedzić stolicy. Może to właśnie ona będzie najlepszym miejscem by dowiedzieć się jak funkcjonuje straż pożarna na Białorusi?

Co na to rodzina, że odwiedzisz ich w te wakacje dopiero po podróży i tylko na kilka dni? Nie mają pretensji do Twojego „życia na siodełku”?

Teraz to już nie mogą mieć, bo od roku mojego skoszarowanego trybu życia wracam do domu bardzo rzadko. Myślę, że lepiej zrobi nam razem jeśli przeżyjemy 2 dni – ale naprawdę w pełni, niż 20 – tak po prostu.

To już kolejna samotna podróż. Towarzystwo w podróży Ci przeszkadza?

Nie, nie i jeszcze raz nie! Myślę, że każdy człowiek potrzebuje w życiu, od czasu do czasu, pobyć samotnie. Chociażby po to, by dostrzec jak wielką wartością są inni ludzie; nawet Ci żyjący obok na co dzień; też po to by naprawdę na spokojnie, po stokroć przemyśleć niektóre sprawy no i po to by wciąż uczyć się czuć dobrze z samym sobą.

Zresztą o czym my mówimy – ja to nigdy w podróżach samotnie się nie czułem. Raz, dlatego że jestem osobą wierzącą i czuję, że w jak najczarniejszej dziurze bym nie był, mam nad sobą anioła stróża, a dwa dlatego, że na całym świecie jest masa wspaniałych ludzi, a ja mam niewyobrażalne szczęście spotykać ich na drodze. Z przekąsem mogę dodać, że mimo podróżowania samotnie, nigdy nie czułem żebym się nudził, a wieczorami zawsze zastanawiam się, gdzie mi te wspaniałe dni tak szybko zleciały.

Teraz Białoruś, później powrót do nauki. Szkoły wymarzonej, o czym mówiłeś już w wielu naszych rozmowach. Czujesz się spełniony na tyle na ile to możliwe, czy masz jeszcze jakieś cele, które chciałbyś zrealizować w najbliższym czasie?

Kocham pytanie o przyszłość, zawsze przypomina mi się wtedy cytat:”Chcesz rozśmieszyć Pana Boga – opowiedz mu o swoich planach”.
Myślałem, że po realizacji tak długo gonionego marzenia jakim była Państwowa Straż Pożarna, moje życie stanie się ustabilizowane, a jedyne o czym będę myślał to schematyczne – założenie rodziny, budowa domu… To byłaby dla mnie śmierć psychiczna i to nie dlatego, że nie chcę założyć własnej rodziny, bo chcę ponad wszystko, ale… dla mnie nie istnieje życie na 50%. Ja albo żyję na 100%, albo nie jestem szczęśliwy.
I tak! Dalej mam miliony pomysłów na wolny czas i dalej nienawidzę siedzieć na tyłku. Przede mną jeszcze niecały rok nauki, a wtedy wybór jednostki i powiem szczerze, że fajny jest ten Poznań, ale serce ciągnie jednak na Kaszuby.
Czuję się szczęśliwym człowiekiem i chciałbym, żeby tak pozostało, a żeby tak było nie można zapominać, że „życie jest jak jazda na rowerze i tylko pozostając w ciągłym ruchu – utrzymujesz równowagę”. Tego właśnie sobie i czytelnikom życzę. 
 
Dziękuję za rozmowę
 

Czytaj też: TV z Kaszub: Tomasz Plicht o podróżach [WIDEO]

Jeden Komentarz

  1. A ja tam czekam w sprawie zabójstwa Roberta Wójtowicza przez ks. Krzysztofa Litwę. Na co czekam?

    Czekam na większe zaangażowanie dzielnicowych w podkreslanie dobrej wspolpracy z mafia watykanska. Czekam na wieksze podkreslanie przez politykow, ze mafia watykanska to nasz wspolny fundament ktory daje nam moralnosc.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*