Czy przed 30-stką można coś zmienić w swoim życiu? Na przykład pracę na taką, która zupełnie różni się od tej dotychczasowej? O tym między innymi z Danielem Gąsiorowskim, kierowcą międzynarodowym z okolic Przywidza, który już wkrótce zostanie… barberem rozmawiał Andrzej Baranowski.
Andrzej Baranowski: Od jak dawno pracujesz jako kierowca międzynarodowy? Jak opisałbyś ten zawód?
Daniel Gąsiorowski: Pracę jako kierowca zawodowy podjąłem w wieku 18-stu lat. Pierwszy mój wyjazd odbył się miesiąc po odebraniu prawa jazdy. Wyjechałem samochodem dostawczym razem z kolegą, który miał przeprowadzić 2-tygodniowe szkolenie, które zamieniło się w ciężki miesiąc. Nie było lekko – proszę sobie wyobrazić dwóch chłopaków, przez miesiąc w małej kabinie. W dodatku ja, jako nowy, spałem na fotelach. Nie zraziłem się jednak i następne wyjazdy były już tylko lepsze. Jest to praca wymagająca dużego poświęcenia i odporności psychicznej. Życie prywatne toczy się praktycznie tylko na parkingach, a w domu jesteś gościem.
A.B.: Co w tej pracy od samego początku dawało Ci największą satysfakcję?
D.G.: Najwięcej satysfakcji dawała mi sama jazda. Ledwo odebrane prawo jazdy to duże przeżycie dla 18-latka. Zresztą przy odbieraniu nowych uprawnień i wsiadaniu na większą „zabawkę” towarzyszyły mi podobne odczucia. Do tego dochodzi możliwość odwiedzania innych państw, poznawania czegoś nowego. Niestety, o tej kwestii miałem trochę inne wyobrażenie niż jest w rzeczywistości. Nie ma czasu na zwiedzanie, a główny krajobraz jaki podziwiam, to autostrady.
A.B.: Pandemia wywróciła życie zawodowe wielu z nas do góry nogami. W jaki sposób wpłynęła na Twoje?
D.G.: Transport, musi się odbywać. Niezależnie od sytuacji. Myślę, że jesteśmy grupą zawodową, która ucierpiała najmniej. Dynamicznie zmieniają się zasady wjazdów do poszczególnych państw. Trzeba tego pilnować. Przechodzenie testów, ograniczenia na stacjach, gdzie tak naprawdę mamy swoje „zaplecze” sanitarne, czyli prysznice lub toalety. Przez takie drobne rzeczy myślę, że pandemia pogorszyła w znacznym stopniu mój komfort psychiczny, który i tak nie był już w najlepszym stanie.
A.B.: Obecnie uczysz się nowego zawodu. Jakie są Twoje wrażenia jeżeli chodzi o proces przejścia na inną profesję?
D.G.: Zgadza się. Praca, którą wykonuję, utrudnia szkolenie. Gdy przyjeżdżam po 2-óch tygodniach, czuję, że straciłem sporo sprawności manualnej, którą wyszkoliłem w czasie poprzedniego tygodnia kursu. Jednak samo szkolenie daje mi sporo satysfakcji. Daleko mi do poziomu szkoleniowców, ale na obecnym poziomie jestem już w stanie wywołać uśmiech na twarzy modela. Jest to bardzo budujące. Do tego atmosfera w pracy, a ta na szkoleniu różnią się od siebie o 180 stopni.
A.B.: Co to dokładnie oznacza?
D.G.: Załadunki czy rozładunki to wieczna gonitwa. Nie ma czasu normalnie zjeść. Wszystko jest robione z zegarkiem w ręku. W salonie luźna atmosfera. Wstajesz rano i chce Ci się tam iść. Jest ustalony grafik, którego trzeba się trzymać, ale ułożony tak, żebyś miał jakiś bufor czasowy. Nawet między pracownikami, mimo że są spięcia, jak w każdej pracy, widać, że są jedną ekipą i pracują razem, a nie na swój rachunek. Pomogą. Kierowca zostaje często sam i musi sobie poradzić w obcym kraju i języku. Wielokrotnie spedycja nie potrafiła załatwić czy dogadać się z kimś i musiałem sam to robić.
A.B.: Stylista fryzur męskich – dlaczego taki wybór?
D.G.: Nie da się ukryć, że w Polsce barbering jest modny. Mnie jednak przekonali do tego panowie z salonu, do którego zostałem tak naprawdę wysłany „siłą” przez narzeczoną i do którego uczęszczam teraz na szkolenie. Zawsze obawiałem się każdej wizyty u fryzjera, nie lubiłem swoich włosów, były strasznie „nieposłuszne” i nie wiedziałem, co wyjdzie z kolejnego strzyżenia. W barbershopie pokazali, że nie ma przypadku beznadziejnego. Nauczyli mnie, ogarniać swoją „grzywę”. Pokazali, że fryzjerstwo to nie tylko zawód dla kobiet – bo w końcu kto lepiej zadba i zrozumie, męską fryzurę i brodę niż inny facet. Stwierdziłem, że chcę nauczyć się więcej i być może wyprowadzić z błędu innych mężczyzn, którzy mają taki problem jak ja miałem.
A.B.: Czy tak drastyczna zmiana zawodu to coś, co stanowi swego rodzaju życiową lekcję? Jak uważasz?
D.G.: Jest to swego rodzaju lekcja. Na początku swojej drogi zawodowej, czy jeszcze nawet przy wyborze kierunku w szkole czy na studiach, mało kto wie, czym chciałby zajmować się przez resztę życia. Mimo złych wyborów swoich pierwszych zawodów trzeba szukać czegoś, co będzie sprawiało, że poczujemy się docenieni, że będziemy z uśmiechem na twarzy wracać do pracy, a nie iść z przyzwyczajenia i z niechęcią.
A.B.: Czy ludzie słusznie niekiedy boją się zmian zawodowych? Jak sądzisz?
D.G.: Każda zmiana jest wielkim krokiem, którego nie znamy. Obawy są jak najbardziej słuszne. Każdy ma inną sytuację, nie może się zdecydować na zmiany, bo kredyt, dzieci czy niska samoocena. Dużym wsparciem była dla mnie narzeczona. Wiele razy przekładałem pójście na kurs, ale na moje szczęście udało jej się mnie przekonać do tego kroku.
A.B.: Czy są inne zawody bądź branże, które brałeś pod uwagę jeżeli chodzi o zmianę?
D.G.: Brałem pod uwagę kilka opcji. Nawet zacząłem studia w jednym z kierunków, ale tam nie było tego „czegoś”. Zresztą były to kierunki blisko powiązane z transportem. Okazało się, że to musi być coś zupełnie innego.
Znasz ciekawych ludzi, którzy mogliby opowiedzieć swoją historię na łamach naszego portalu? Daj znać!
Najnowsze komentarze