Żywe kurczęta zamknięte w kontenerze zostały odkryte przez jedną z mieszkanek Kiełpina. Na miejscu pojawiła się policja,lekarze weterynarii oraz przedstawiciele OTOZ Animals. Mimo możliwości przekazania zwierząt do bezpiecznej placówki, decyzją upoważnionych służby, pozostały one na terenie fermy.
O zdarzeniu poinformowała jedna z mieszkanek Kiełpina. Opublikowała również ona post wraz z filmikiem na stronie Spotted: Kiełpino Kartuskie. Jak wyjaśnia, szokującego odkrycia dokonała w czasie wieczornego spaceru z psem. U zbiegu ulic Raduńskiej oraz Osiedlowej w Kiełpinie przy jednej z ferm drobiu odnalazła sporą liczbę na wpółżywych kurcząt w jednym z kontenerów.
Powiadomiła ona natychmiast policję.
– Na miejsce skierowano policjantów. Właścicielka fermy poinformowała przybyłych funkcjonariuszy, że doszło do awarii jednego z urządzeń i dlatego kurczaki znalazły się w tym pojemniku. O sytuacji powiadomiony został również Powiatowy Lekarz Weterynarii oraz wojewódzkie służby weterynaryjne – mówi starszy sierżant Daria Olchowik, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Kartuzach.
Na miejsce przybył również przedstawiciel OTOZ Animals, którzy gotowi byli do przejęcia zwierząt i przewiezienia ich do swojego schroniska.
-Informacje o znalezionych kurczakach otrzymaliśmy od pani, która dokonała tego odkrycia. Natychmiast powiadomiliśmy OTOZ Animals, która ma możliwości przejęcia i opieki nad zwierzętami gospodarczymi, tzw. „Rogate Ranczo”. Na miejsce został wysłany kierowca. Prosiliśmy o zabezpieczenie ich oraz przekazanie ich pod opiekę OTOZ Animals – mówi Anna Cierniak z Fundacji na Rzecz Ochrony Praw Zwierząt Mono Cane, która również informowała o zdarzeniu.
Jak wyjaśnia, mimo możliwości przekazania kurcząt w bezpieczne miejsce, zastępca wojewódzkiego lekarza weterynarii oraz dyżurny policji z Kartuz podjęli decyzję o pozostawieniu na fermie. Pojemnik, w którym znajdowały się zwierzęta został wciągnięty na teren fermy.
– Nie wiem, co stało się dalej z kurczętami. Na miejscu nie pozostał nikt uprawniony do nadzorowania dalszych losów zwierząt. Jest to potworny skandal. Mimo, iż policja oraz lekarz weterynarii mogli oddać je pod opiekę OTOZ Animals, nie skorzystali z tej szansy – mówi Anna Cierniak.
Obecnie prowadzone jest śledztwo, które ma wyjaśnić okoliczności zdarzenia oraz czy wyjaśnienia przedstawione przez właściciela fermy są prawdziwe.
W tej sprawie, podjęcie kroków prawnych zapowiedziała również Anna Cierniak z Fundacji na Rzecz Ochrony Praw Zwierząt Mono Cane.
– Osoba, która zgłosiła nam tę sytuację, złożyła zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Na miejscu obecny był technik kryminalistyki, który zabezpieczył ślady – dokumenty, przeprowadzono oględziny. Natomiast jako Fundacja będziemy wspierać to zawiadomienie. Złożę również drugie zawiadomienie oraz skargę na lekarza weterynarii – wyjaśnia. – Przeprowadzam interwencję od kilkunastu lat. I z taką podłą sytuacją nie miałam okazji się spotkać. By na wpół żywe zwierzęta ponownie próbować zagazować w zepsutym czy nieczynnym piecu. Nie umiem tego nazwać. Brak słów w tej sytuacji.
Najnowsze komentarze