„Na ostatnią chwilę dowiadujemy się, że musimy poradzić sobie z rozporządzeniem, które ministerstwo narzuciło szkołom To absurdalne” – mówi Dariusz Zelewski, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 w Kartuzach w rozmowie, dotyczącej trudności, z jakimi boryka się szkolnictwo od momentu rozpoczęcia pandemii.
Rok 2020 był szczególnie trudny dla szkolnictwa. Z powodu koronawirusa placówki oświatowe były zamykane, musiały też mierzyć się z prowadzeniem nauki zdalnej oraz niekiedy nagłymi, a zarazem szokującymi decyzjami rządu. O tym wszystkim rozmawialiśmy z Dariuszem Zelewskim, dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 1 w Kartuzach, który podkreśla, że był to szalony okres biorąc pod uwagę fakt, z czym szkoły musiały sobie poradzić już na samym początku pandemii.
Trudny czas dla szkół
-Podzieliłbym ten czas na trzy etapy. Pierwszy to taki, kiedy szkoła musiała bardzo szybko nauczyć się pracować zdalnie. Wiązało to się z prowadzeniem lekcji online, na początku realizowane to było w taki sposób, w jaki mieliśmy możliwość. Teraz to wszystko jest bardziej poukładane, nauczyliśmy się funkcjonować w ten sposób. Był to przyspieszony kurs doskonalenia zarówno dla nauczycieli, jak też dla uczniów i rodziców – mówi D. Zelewski. – Bardzo szybko zrozumieliśmy, że nie wystarczy tylko prowadzić jakiegokolwiek zdalnego nauczania. Zaczęliśmy rozmawiać o tym, jak się uczyć i co zrobić, aby uczniowie jak najmniej stracili.
Dyrektor kartuskiej „jedynki” zaznacza, że fakt, iż uczniowie bardzo dużo stracili na zdalnym nauczaniu, nie podlega dyskusji. Nie chodzi wyłącznie o wiedzę i umiejętności, ale także o relacje z rówieśnikami, które przez zaistniałą sytuację zostały zaburzone. Drugi etap pandemii, który zaczął się we wrześniu, jak twierdzi Dariusz Zelewski, pozwolił placówkom oświatowym lepiej przygotować się do sytuacji. Tym samym „jedynka” z każdym dniem była gotowa na to, że rząd może nagle zdecydować o nauce zdalnej.
-Obecnie częściowo pracujemy zdalnie, częściowo stacjonarnie – kontynuuje dyrektor kartuskiej szkoły. – Trzeci etap, który rozpoczął się w tym roku po feriach, wiązał się z tym, że szukaliśmy rozwiązań, które pozwolą nam na stacjonarny kontakt z uczniami, a także na naukę zdalną, tam gdzie jest to konieczne. Jesteśmy zadowoleni, że we współpracy z rodzicami udało nam się wdrożyć w życie kilka pomysłów, które może niekoniecznie są powszechne, ale przynoszą efekty.
Rząd żongluje decyzjami
Dariusz Zelewski nie ukrywa, że widząc kolejne decyzje rządzących odnośnie szkolnictwa, ma wrażenie, że czerpią oni radość z zaskakiwania dyrektorów. W każdym nowym kroku względem edukacji bowiem brakuje sensownych wytłumaczeń.
-Były rzeczy, które można było zrobić odpowiednio wcześniej. To jest właśnie największy problem, a mianowicie na ostatnią chwilę dowiadujemy się, że musimy poradzić sobie z rozporządzeniem, które ministerstwo narzuciło szkołom – mówi dyrektor „jedynki”. – Ostatnia sytuacja była wręcz absurdalna. W piątek popołudniu, kiedy kończą się zajęcia, nadal nie wiedzieliśmy, jak będziemy pracować od poniedziałku. Już od wiosny ubiegłego roku jako dyrektorzy apelowaliśmy, aby dać nam większą autonomię. Zależało nam na tym, abyśmy mogli decydować o nauce w szkołach w zależności od tego, gdzie się znajdujemy, oraz jak liczebną czy jak dużą jesteśmy szkołą. Wówczas można byłoby reagować adekwatnie do sytuacji, ponadto moglibyśmy znacznie więcej zrobić dla uczniów, jeśli chodzi o prowadzenie nauki.
Według Dariusza Zelewskiego najlepszym rozwiązaniem w obecnych czasach jest to, aby wszyscy uczniowie uczęszczali stacjonarnie do szkoły, a niewielka część zajęć odbywała się zdalnie. Istotny jest bowiem bezpośredni kontakt ucznia z nauczycielem. Jednocześnie zachowane zostałoby bezpieczeństwo podczas prowadzenia zajęć, a więc dana klasa miałaby lekcje przez cały czas w jednej sali, obowiązkowa byłaby dezynfekcja rąk a wychodzenie na obiad uczniów odbywałoby się w różnych godzinach. Dyrektor „jedynki” podkreśla, że to wszystko byłoby do zrobienia.
Nauka zdalna wypacza edukację
-W przypadku klas ósmych, ministerstwo dopuszcza konsultacje z uczniami. Tym samym zdecydowaliśmy się na to, że od grudnia są oni codziennie w szkole. Przychodzą wszyscy, natomiast z racji tego, że muszą to być małe grupy, są oni podzieleni w różnych miejscach w szkole – wyjaśnia D. Zelewski. – Nauczanie hybrydowe tak, ale pod warunkiem, że uczniowie na przykład przez tydzień są stacjonarnie w szkole, a potem przez tydzień w domu uczą się zdalnie.
Nasz rozmówca podkreśla, że przez samo zdalne nauczanie duża część uczniów może być kompletnie wykluczona z edukacji. Nie pozwala ono bowiem weryfikować wiedzy i umiejętności uczniów przez nauczyciela, a jeśli ktoś to próbuje robić, to jest to fikcją.
Najnowsze komentarze