Zamierza odwiedzić w życiu 187 krajów, a Australię wspólnie z przyjacielem przejechać motocyklem. Z Marcinem Szreder, niegdyś filmowcem ślubnym, a dziś blogerem, członkiem grupy „Holders” oraz „miłośnikiem życia” między innymi o kierunku, w jakim zmierza współczesny świat oraz budowaniu marki osobistej rozmawiał Andrzej Baranowski.
Andrzej Baranowski: Niegdyś zajmowałeś się ślubami, filmowałeś te wyjątkowe uroczystości. Dlaczego postanowiłeś z tego zrezygnować?
Marcin Szreder: Kamera była moją pasją, filmowanie i tworzenie czegoś od podstaw sprawiało mi „turbo-przyjemność”. Jest takie powiedzenie: „Wybierz pracę, którą kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu.” Dorosłość jest jednak zupełnie inna, niż wydaje się nam w czasie szkoły. Zacząłem brać coraz poważniejsze projekty, miałem na głowie coraz więcej odpowiedzialności i nowych obowiązków. To sprawiało, że z każdym kolejnym dniem traciłem tę „iskrę”, którą czułem podczas filmowania. Kamera kojarzyła mi się już nie z zajawką i tworzeniem czegoś od podstaw, ale po prostu z pracą. Nie chciałem tego przytłoczenia czuć przez kolejne 40 lat, nie sprawiało mi to już przyjemności i robiłem to już coraz bardziej wyłącznie dla pieniędzy. Wiedziałem jednak, że da się pracować i czuć inaczej, dlatego zacząłem szukać czegoś innego.
A.B.: Czym zajmujesz się dzisiaj? Opowiedz o tym.
M.S.: Dziś jestem nowoczesnym pośrednikiem, łączę klientów ze sklepami. Poza tym zajmuję się marketingiem i razem z grupą „Holders” przygotowujemy fundament pod wejście kolejnych technologicznych projektów.
A.B.: Kim jest grupa „Holders„? Jakie jest wasze motto?
M.S.: Grupa „Holders” to po prostu kreator przedsiębiorców. Spinamy pod jednym brandem ludzi, którzy mają różnego typu pasje i zajawki, ludzi, którzy chcą w życiu stworzyć coś własnego, takich którzy – tak jak ja kiedyś – czują, że się marnują i chcą czegoś więcej. A motto? „Together we are strong”, czyli razem jesteśmy silni. Jak wiadomo, w grupie można osiągnąć znacznie więcej niż w pojedynkę. Meczu nie wygrywa jeden zawodnik, tylko cała drużyna. Tak samo jest w biznesie – łatwiej, szybciej i lepiej wejść na szczyt całą ekipą niż w pojedynkę.
A.B.: W jakim kierunku Twoim zdaniem zmierza świat jeżeli chodzi o pracę oraz szeroko rozumiany rozwój?
M.S.: Świat codziennie zmierza w kierunku automatyzacji i przyspieszenia pracy. Jak wiadomo, przedsiębiorcy bardziej opłaca się mieć magazyn pełen robotów, które pracują dzień i noc, niż taką samą grupę pracujących ludzi. Bardziej też opłaca się postawić dziesięć kas samoobsługowych, niż opłacać pracowników za pracę na tej kasie. Dlaczego? Bo człowiek jest nadal człowiekiem! Dziś mamy potężny deficyt w budowaniu relacji międzyludzkich. W pracy siedzimy przy maszynach, komputerach i telefonach, w domu rozluźniamy się przy telewizji czy smartfonach, cały czas patrząc w ekrany. To paradoks, że mimo posiadania, dzięki rozwoju technologii, większych zasobów czasu, tak naprawdę mamy go coraz mniej. Jest nas coraz mniej dla nas samych. Dlatego dziś przeżywamy „pandemię chorób psychicznych”. Można się wściekać, być złym na ten szybki rozwój i całą technologię, jednak nadal to niczego nie zmieni. Jesteśmy jak na schodach ruchomych, jeśli zatrzymamy się w tym rozwoju to „schody” ściągną nas w dół. Trzeba być na bieżąco. Uważam, że praca fizyczna zostanie wcześniej czy później w całości przejęta przez technologię, wzrośnie za to popyt na pracowników z branży kreatywnej, IT czy budowania relacji.
A.B.: Jesteś bardzo aktywny na Instagramie, jak też na Facebooku. Dlaczego ważne jest to, aby być zauważalnym w mediach społecznościowych?
M.S.: Świat dzieli się na konsumentów i producentów. Chcąc być producentem, musimy docierać do konsumenta. Skoro Facebook i Instagram to część naszego życia i znajduje się tam praktycznie każdy to chcąc trafić do człowieka musisz być dla niego widoczny. A gdzie ma Cię lepiej zauważyć jeśli nie w mediach społecznościowych? To jest powód, dla którego powinniśmy być tam aktywni. „Social media” dają ci możliwość budowy większej bazy kontaktów, a co za tym idzie masz większe możliwości. Nieważne w jakiej dziedzinie życia.
A.B.: Dlaczego ludzie nie powinni bać się zmian?
M.S.: Słyszałem kiedyś taki tekst że „w życiu jedyną stałą powinna być zmiana”, w pełni się z tym zgadzam. Jeśli się nie zmieniamy to znaczy, że stoimy cały czas w tym samym miejscu, że świat zaczyna nas wyprzedzać, wracając do przykładu ruchomych schodów. Dziś zmienia się bardzo dużo rzeczy i teraz jeśli my się nie zmienimy to za chwilę nie odnajdziemy się we współczesnym świecie. Przykładów mamy na pęczki, są wokół nas. Wystarczy to obserwować i wyciągać wnioski.
A.B.: Na stronie internetowej „Holdersów” przeczytać można, że pomagają w budowaniu „nowego – lepszego siebie”. Co to oznacza?
M.S.: Jako grupa pomagamy ludziom rozwinąć umiejętność obserwacji i analizy otaczającego nas świata. Jeśli człowiek już sam dochodzi do pewnych wniosków to zaczyna „budować siebie na nowo”, zaczyna, wracając znów do „schodów”, biec w górę. Nie daje się tak łatwo wyprzedzić światu.
A.B.: Jak widzisz swoją przyszłość? W którym miejscu chciałbyś być na przykład za 10 lat?
M.S.: Mam mnóstwo celów, które zamierzam spełnić w ciągu najbliższych 10. lat. Jak opowiadam o nich „głośno” to ludzie często nie dowierzają. Główny cel to zdobycie wolności czasowej i finansowej. Chcę zwiedzić w ciągu swojego życia 187 krajów, umówiłem się też z przyjacielem na to, że przejedziemy Australię na motocyklach. Jest tych marzeń na prawdę dużo i mógłbym o nich opowiadać do rana. Szkoda, że ludzie nie rozmawiają o swoich planach i marzeniach zbyt często.
A.B.: W jaki sposób Twoim zdaniem należy budować markę osobistą? Czym się kierować?
M.S.: Marka osobista jest obecna w każdym aspekcie naszego życia – związki, praca, biznes czy livestyle. Paradoks marki osobistej jest taki, że bez ludzi, bez odbiorców marka osobista zupełnie nie istnieje. Trzeba jak najwięcej dawać. Daj wartość, pomagaj i bądź dla ludzi, a sami do ciebie wrócą. A z czego korzystać w trakcie budowy marki? Najlepiej z „broni masowego rażenia”, czyli z mediów społecznościowych. Na YouTubie jest sporo materiałów na temat tego, jak to zrobić dobrze.
A.B.: Jak ludzie z Twojego otoczenia, rodzina i przyjaciele oceniają to, co robisz?
M.S.: Jak to nazywałem tak – z „lochu”, czyli z przed komputera, z wnętrza ciemnego pokoju wyszedłem na świat zewnętrzny, do ludzi. Reakcje otoczenia na moje działanie były różne. Jedni komentowali i hejtowali, inni podziwiali, jeszcze inni dawali wartościowy „feedback”. Rodzina na początku bała się o mnie, o to, jak sobie poradzę. Nie ma się co dziwić, bo było to dla nich coś nowego, nieznanego. Dziś widzą, że traktuję ten temat poważnie i radzę sobie, mogę liczyć na ich wsparcie, za co jestem im wdzięczny. Mimo tego, że niektóre moje decyzje są dla nich początkowo niezrozumiałe, to szanują je. Jedno jest pewne – wychylając się z szeregu, robiąc coś innego niż otoczenie, momentalnie na 100 procent będziesz przez to otoczenie zauważony i oceniany. Należy pamiętać o tym, że nie liczy się to co mówisz, ale liczy się to co robisz.
Facebookowy blog Marcina odwiedzić można tutaj. Poniżej zaś jeden z jego filmów na YouTube.
Najnowsze komentarze