Stało się! Partie opozycyjne mają większość mandatów w Sejmie, tym samym w minionych wyborach parlamentarnych udało się obalić PiS. Pytanie jednak, czy naprawdę tylko o to chodziło? Czy faktycznie obudziliśmy się w lepszej Polsce? A może gorszej, tej sprzed rządów Prawa i Sprawiedliwości?
Wygrana partii opozycyjnych to dla wielu osób powód do radości. W końcu przecież PiS został obalony, obudziliśmy się w „lepszej Polsce”. Czy aby na pewno? Pamiętam doskonale czasy, kiedy Platforma Obywatelska była przy władzy. Warto zastanowić się, czy rzeczywiście żyło się wtedy lepiej. Wysokie bezrobocie, wachlarz niespełnionych obietnic, sprawa ACTA, a w środku tego wszystkiego wyjątkowo charyzmatyczny polityk, potrafiący przekonać do siebie tłumy – Donald Tusk.
To nie jest tak, że rząd Prawa i Sprawiedliwości działał jak należy. Wiele można mu zarzucić i nie bez powodu ludzie, przynajmniej częściowo, stracili zaufanie do partii Jarosława Kaczyńskiego. Staram się jednak obiektywnie oceniać rzeczywistość, w jakiej żyjemy. Na PiS, moim zdaniem, potrzebny był „bat” w postaci silnej opozycji, który wyhamuje niekorzystne dla obywateli działania. Jednocześnie, jak głosi przysłowie, nie powinno wchodzić się ponownie do tej samej rzeki. Rzeki, w której już kiedyś się znajdowaliśmy i z której wyszliśmy… aby poprzeć Prawo i Sprawiedliwość.
Przeczytałem ostatnio, że Polacy głosują jak głosują, bo boją się zmian. Boją się nowych twarzy w polityce – i coś w tym jest, chociaż z drugiej strony mamy przecież stosunkowo „świeżego” polityka Szymona Hołownię i Trzecią Drogę. Co ciekawe, pisząc ten tekst na jednym z portali widzę nagłówek informujący iż, „Trzecia Droga (połączenie sił PSL i Polski 2050) być może się skończy”. Czy więc rzeczywiście była to „trzecia droga”, jaką mogliśmy wybrać, czy może ślepa uliczka, stworzona na potrzeby wyborów i wspomnianego wcześniej, szumnie zapowiadanego obalenia PiS-u?
Oglądając debatę w telewizji publicznej tuż przed wyborami parlamentarnymi byłem zniesmaczony zarówno zachowaniem premiera Mateusza Morawieckiego, jak również lidera Koalicji Obywatelskiej Donalda Tuska. Panowie poszli we wzajemną pyskówkę, w którą wmieszali dodatkowo wyzwiska, takie jak „Rudy” czy „Pinokio”. Można było odnieść wrażenie, że obaj panowie szorują swoim wizerunkiem po dnie – dużo słownych przytyków, mało konkretów. A może właśnie było to celowe? Może podział społeczeństwa na „lepszą i gorszą Polskę” miał się dzięki tej dyskusji jeszcze bardziej wyostrzyć?
Wynik wyborów potwierdził tylko to, co już wiemy – jesteśmy społeczeństwem podzielonym pod względem poglądów politycznych i społecznych, jak nigdy dotąd. Merytoryczna dyskusja, czy to w sferze publicznej, czy przy rodzinnym stole, stała się wyjątkowo trudna. Rozmawiając z wieloma kandydatami do Sejmu przed wyborami usłyszałem, że „chcą tę Polskę połączyć, chcą by było tak jak kiedyś„. Intencja słuszna, a wręcz potrzebna, jednak odnoszę wrażenie, że nie leży ona w interesie największych polityków, stojących na szczytach głównych partii.
Czy mogliśmy wybrać inaczej, lepiej? Być może. Zgadzam się z tym, że na listach kandydatów do Sejmu było wiele osobowości godnych naszego zaufania, ale nie znajdujących się na tzw. „jedynkach”. Polityka na płaszczyźnie lokalnej – czy to regionalnej czy powiatowej – to przede wszystkim ludzie, nie partie. Zarówno w strukturach PiS-u czy Konfederacji, jak też Koalicji Obywatelskiej, Lewicy bądź Trzeciej Drogi byłbym w stanie wskazać wartościowe osoby, które godnie reprezentowałyby Kaszuby w Sejmie. Niestety, nie wszystkim z nich, a właściwie większości się nie udało.
Według wielu osób kampania wyborcza była bardzo nierówna, od siebie dodałbym tylko, że była zdominowana przez „złotych chłopców” polityki. A tacy, jak pokazuje życie, najczęściej wygrywają. Wygrało też społeczeństwo, wreszcie osiągając frekwencję wyborczą na wysokim poziomie, a to milowy krok w stronę oczekiwanej przez nas „lepszej Polski”.
Andrzej Baranowski
Najnowsze komentarze