Wielki przeciwnik edukacji seksualnej i „gender” – tak niektóre media piszą o ks. Krzysztofie Gidzińskim z Leźna (gm. Żukowo), którego powieszone ciało znaleziono na terenie parafii w tym tygodniu. Sprawę bada prokuratura, która wstępnie wykluczyła działanie osób trzecich, zaś najprawdopodobniej prowadzi śledztwo z art. 151 kodeksu karnego, mówiącego o potencjalnej „namowie lub udzieleniu pomocy w targnięciu się na własne życie”.
Nie milkną echa sprawy śmierci księdza Krzysztofa Gidzińskiego z Leźna (gm. Żukowo), którego ciało znaleziono na terenie parafii we wtorek 24 maja. Wszystko wskazuje na to, że duchowny zginął przez powieszenie. Jak do tego doszło? Sprawą zajmuje się prokuratura.
-Stwierdzono zgon, obecnie jako prokuratura jesteśmy na etapie wyjaśniania okoliczności zdarzenia – mówi Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. – Dotychczasowe ustalenia nie wskazują na działanie osób trzecich.
Wygląda więc na to, że doszło do samobójstwa. Dlaczego? Ksiądz Krzysztof Gidziński miał 55 lat, duchownym był od 29 lat.W parafii pw. św. Stanisława i bł. Karoliny Kózkówny w Leźnie służył jako wikariusz. Sprawą jego tajemniczej śmierci zainteresowały się nie tylko media lokalne, ale również regionalne.
Jak się dowiedzieliśmy, prokuratura prowadzi śledztwo z art. 151 kodeksu karnego: „Kto namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.
Jak czytamy w Fakcie, ksiądz Krzysztof Gidziński dał się poznać jako wielki przeciwnik edukacji seksualnej i „gender”, który jako pierwszy zauważył narastające zagrożenie ze strony genderowych środowisk. Czy miało to jakikolwiek związek z jego śmiercią? Pokażą to wyniki śledztwa, prowadzonego przez prokuraturę.
Najnowsze komentarze