Branża ślubna od wielu miesięcy przeżywa katusze. Z dramatem, spowodowanym rządowym zakazem organizacji wesel, mają do czynienia nie tylko usługodawcy, ale również klienci, którzy zmuszeni są wielokrotnie przekładać termin ślubu. „Do samego końca mieliśmy nadzieję, że wesele się odbędzie. Niespełna tydzień przed jednak dowiedzieliśmy się, że wszystko zamknęli” – opowiada Klaudia Puzdrowska, której wesele miało odbyć się w październiku zeszłego roku. Usługodawcy ślubni zaś podkreślają, że tegoroczna perspektywa jeśli chodzi o imprezy weselne, jest jeszcze gorsza, a głośny ostatnio pomysł ich organizacji „pod chmurką” jest absurdalny.
Branża ślubna jest jedną z tych, która w szczególny sposób ucierpiała w wyniku pandemii, a ściślej decyzji rządu, związanych z zakazem organizacji imprez. Dla wielu jej przedstawicieli wesela oraz inne wydarzenia okolicznościowe są głównym źródłem dochodów. Wymienić można tutaj właścicieli domów weselnych, członków kapel weselnych, czy też fotografów i kamerzystów. Nic więc dziwnego, że na myśl o wciąż wydłużanym „lockdownie”, a tym samym braku możliwości pracy w swojej branży, niektórym z nich otwiera się nóż w kieszeni.
-W zeszłym roku dopiero w okresie wakacyjnym wesela ruszyły, natomiast na początku pandemii pary młode zaczęły przekładać terminy, gdyż nie wiedziały, co będzie się działo w najbliższych miesiącach – mówi Szymon Lemańczyk z zespołu „Long Play”. – Część wesel odbyła się w tygodniu, nie w weekendy. Staraliśmy się wywiązać z naszych zleceń, jednak wiele zabaw ślubnych się nie odbyło. W tym roku wydaje mi się, że perspektywa jest jeszcze gorsza. My na szczęście jako członkowie „Long Play” mamy też inne zajęcia zawodowe, a więc mamy z czego żyć. Współczuję jednak tym, którzy bazowali wyłącznie na graniu na imprezach, dla nich jest to dramat. Współczuję też wszystkim parom młodym, które znalazły się w tej tragicznej sytuacji.
Kilka dni temu wiceminister rozwoju, pracy i technologii Olga Semeniuk w audycji radiowej oznajmiła, że jeśli pozwolą na to warunki pogodowe to być może już w maju wesela będzie można organizować „pod chmurką”. Szymon Lemańczyk uważa ten pomysł za absurdalny, biorąc pod uwagę między innymi fakt, że na przestrzeni kilku godzin zabawy weselnej warunki pogodowe mogą się zmienić, a w przypadku chociażby nagłego urwania chmury mogłoby dojść do uszkodzenia sprzętu muzycznego. Na tym jednak problemy się nie kończą.
-Branża weselna to nie tylko muzycy czy fotografowie, ale również właściciele sal bankietowych, którzy bardzo często zapożyczyli się, aby te sale powstały. W jaki sposób mają się teraz przeorganizować, aby robić to na otwartej przestrzeni? „Pod chmurką” organizacja imprezy jest ryzykowna, pogoda przez tyle godzin może niejednokrotnie wszystkich zaskoczyć – twierdzi S. Lemańczyk. – Ponadto wesela nie da się zorganizować z wyprzedzeniem kilkudniowym, a jak wiadomo prognozy pogody sprawdzają się najdalej na dzień przed. Oczywiście można takie wesele zorganizować jeśli się ma ochotę i być może wyjdzie ono bardzo fajnie, ale myślę że nikt nie chce ryzykować.
Rządowe zakazy, dotyczące ślubów mocno uderzyły również w budżety, jak też nastroje przyszłych nowożeńców, którzy niekiedy przez kilka lat przygotowywali się do najważniejszego dnia w swoim życiu. Klaudia Puzdrowska z Sierakowic o tym, że jej wesele, zaplanowane na październik 2020 roku, nie może się odbyć przez nowo wprowadzone restrykcje, dowiedziała się raptem kilka dni przed uroczystością. Wspólnie z narzeczonym wszystko planowała z dużym wyprzedzeniem. Oboje pracują za granicą, tym samym każdy wyjazd do Polski, związany ze sprawami dotyczącymi wesela, wiązał się z wzięciem urlopu, a także z kosztami, których dziś nikt już im nie zwróci.
-Do samego końca mieliśmy nadzieję, że wesele się odbędzie. Niespełna tydzień przed jednak dowiedzieliśmy się, że wszystko zamknęli, wesele nie może się odbyć – opowiada K. Puzdrowska. – Było mi bardzo przykro, gdyż o wszystkim dowiedzieliśmy się właściwie na ostatnią chwilę. Gdybyśmy wiedzieli o tym chociaż miesiąc wcześniej, nie bralibyśmy urlopu, nie dopinalibyśmy wszystkiego, tymczasem my rozwieźliśmy już zaproszenia, poprzyjeżdżali goście z daleka na nasz ślub i nagle okazało się, że nic z tego. Poczuliśmy się, jakbyś ktoś dał nam w twarz. Popłakałam się. Czekaliśmy na ten dzień, wszystko było już dopięte na ostatni guzik.
Nasza rozmówczyni podkreśla, że koronawirus może pojawić się wszędzie, nie tylko na weselach czy w restauracjach, ale również w dyskontach „Biedronki” czy innych dużych marketach, na przykład budowlanych. Mimo to one nie są zamykane i pomimo pandemii mogą wpuszczać klientów. Dodaje też, że sama ma babcię i dziadka w wieku blisko 80. lat, którzy przeszli Covid-19. Obyło się jednak bez jakichkolwiek poważnych objawów, dziś oboje są już zdrowi, mimo podeszłego wieku.
To są celowe zaplanowane działania i mają swój sens. Nie chodzi o nasze zdrowie i bezpieczeństwo, (gdyby tak było nie umarło by z powodu braku dostępu do służby zdrowia 100 000 osób) chodzi o coś zgoła odwrotnego. Kiedy zabierają nam nasze podstawowe wartości: radość, weselenie się, rozrywkę, a zostaje tylko praca, to czym różnimy się od niewolników?
Bardzo współczuje niedoszłym państwu młodym, ponieważ nie tak dawno (bo w sierpniu 2020 roku) sami wzięliśmy ślub mówiąc kolokwialnie rzutem na taśmę. Również przekładaliśmy uroczystość i doskonale wiemy jaki wiąże się z tym stres. Obostrzenia które serwuje nam rząd są totalnie nie przemyślane. Nie ma żadnych badań naukowych, które mówią o tym, iż to gastronomia szeroko pojętą lokale rozrywkowe czy sale bankietowe odpowiadają za liczbę zaskarżeń. Skoro wymienione branże są zamknięte od ponad roku, a mieliśmy druga fale jak również trzecią gdzie są winni??? Najwidoczniej zamykanie gospodarki nie ma najmniejszego wpływu na liczne zakażeń natomiast niewątpliwie mają wpływ na stan budżetu państwa. Na zakończenie mojej wypowiedzi chciałbym dodać, iż nie przynależę do żadnej partii jednak uważam , iż obecny rząd doprowadzi Polskę poprzez swoje rozdawnictwo oraz zablokowaną gospodarkę do skrajnego bankructwa. OBUDŹCIE SIĘ!!!