Aż sto dwanaście osób z całego świata przyjechało na zjazd rodziny Czoska, który odbył się w dniu 12 października w Pomieczynie. Była uroczysta Msza święta, modlitwy na cmentarzu przy grobie przodków, poczęstunek, wspólne fotografie, wspomnienia, podziwianie drzewa genealogicznego.
[Not a valid template]Cała historia zaczęła się od Julianny de domo Stromskiej (ur.12.11.1870) i Augustyna (ur. 3.10.1954) Czosków, małżeństwa, które w 1892 roku zakupiło gospodarstwo rolne w Pomieczynie-Kurmacji. Julianna i Augustyn prowadzili również karczmę oraz zajmowali się handlem produktami żywnościowymi. Mimo trudnych czasów pruskich zaborów nigdy nie ulegli zaborcy i nie dali się zgermanizować. Doczekali się dziewięciorga dzieci: Jana, Heleny, Antoniego, Elżbiety, Józefa, Augusta, Bernarda, Anny i Klemensa. Czasy były niespokojne: najpierw zabory, potem pierwsza wojna, dwudziestolecie międzywojenne, druga wojna, komunizm. Zmieniała się Polska, zmieniało się także Pomieczyno. W międzyczasie zmarli zarówno Augustyn (1928), jak i Julianna (1940). Ich gospodarstwo pozostało w rękach dzieci: syna Augusta i córki Anny, a po ich śmierci trafiło do wnuczki Jana – Danuty i jej męża Stefana Piernickiego. Do dziś dobrze zarządzają nim kolejne pokolenia. Pozostałe dzieci i wnukowie Czosków rozjechali się po świecie. Jedna rzecz pozostała niezmienna – silne więzi rodzinne oraz przywiązanie do Małej Ojczyzny. To właśnie one każą Czoskom organizować zjazdy rodzinne, na których cała rodzina, ta bliższa i ta dalsza, ma okazję się poznać. Pierwszy zjazd odbył się w roku 1994, a szósty zaledwie kilka dni temu w sobotę 12 października. Pomysłodawczynią była Maria Stanzecka-Czoska, wnuczka Julianny i Augustyna. Ale w przygotowania do zjazdu zaangażowała się cała rodzina i w tym celu powstał nawet specjalny Komitet Organizacyjny. Po raz pierwszy zjazd odbył się w Pomieczynie, na czym wszystkim bardzo zależało. Przyjechało aż sto dwanaście osób z sześciu pokoleń! Najpierw odbyła się uroczysta Msza święta w kościele pw. św. Józefa w Pomieczynie, którą wraz z księdzem proboszczem Henrykiem Zielińskim koncelebrowało czterech księży pochodzących z rodziny Czoska, prawnukowie Julianny i Augustyna, wnukowie Jana, Bernarda i Antoniego: ks. dr Wojciech Gruba, ks. prał. Andrzej Koss, ks. Tomasz Stanzecki (na co dzień proboszcz parafii w Białorusi) oraz o. Melchior-Dariusz Czoska. Z rodziny wyszło pięciu księży, ale franciszkanin o. Fabian Czoska zmarł w 2009 roku.
– Po Mszy świętej udaliśmy się na cmentarz, by złożyć kwiaty na grobach pradziadków Julianny i Augustyna w geście podziękowania za danie nam życia. Grób dziadka Augustyna jest najstarszy na całym cmentarzu. Pochodzi z roku 1928, czyli parafia istniała dopiero od roku. Większość nagrobków z tamtego okresu została już rozebrana. Ale ten udało się zachować dzięki pamięci rodziny – tłumaczy Iwona Drawc, potomkini Czosków, która obecnie mieszka na gospodarstwie założonym przed prawie stu trzydziestu laty przez przodków.
Początkowo zjazd miał odbyć się właśnie na ojcowiźnie, ale z racji tego, że był już październik, a jesień w Polsce bywa kapryśna, ostatecznie wszystko odbyło się w Dworku Barwik obok Pomieczyna. Imprezie przyświecało hasło: „Dom to miejsce, gdzie zaczyna się twoja historia” oraz cytat z Cypriana K. Norwida „Aby mierzyć drogę przyszłą, trzeba wiedzieć, skąd się przyszło”. Na sali został przygotowany stół z pamiątkami, m.in. drzewem genealogicznym, albumami ze zdjęciami rodzinnymi czy książką wydaną na ostatnim zjeździe dziesięć lat temu, która w interesujący sposób opisuje całą historię rodziny Czoska. Iwona Drawc przygotowała także plakat, na którym przedstawiła, jak zmieniał się przez lata dom rodzinny Czosków i jak toczyły się losy jego właścicieli. Dziś dom już nie istnieje, był bowiem tak stary, że nadawał się do rozbiórki. Lecz gospodarstwo rolne istnieje od lat w niemal niezmienionym kształcie. Na zjeździe nie zabrakło także wspólnych fotografii, jednak rodzina jest już tak spora, że nie udało się zrobić zdjęcia grupowego, a jedynie poszczególnymi „gałęziami”. Spotkanie przebiegało w cudownej atmosferze. Starsi mogli porozmawiać i powspominać, młodsi często dopiero się poznawali, sypały się anegdoty, ciotki snuły dzieciom opowieści o tym, jak to dawno temu goniły je gęsi podczas odwiedzin na gospodarstwie dziadków, a dzieci, które przecież najłatwiej nawiązują przyjaźnie, biegały i bawiły się razem. Członkowie zjazdu są zgodni – warto było przyjechać, powspominać, zacieśniać więzi rodzinne. Rodzina jest przecież najważniejsza.
Tekst: Daria Kaszubowska
fot: Iwona Drawc
Najnowsze komentarze