Kartuzy. Ryszard Duszyński: „Być może trzeba będzie doprowadzić do referendum…”

Kartuzy. Ryszard Duszyński: „Być może trzeba będzie doprowadzić do referendum…”

Z Ryszardem Duszyńskim, członkiem kartuskiej Rady Miejskiej z prawie 20-letnim stażem, między innymi o współpracy z burmistrzem Mieczysławem Gołuńskim oraz jego poprzedniczką, o tym jak zmieniał się skład rady na przestrzeni lat i kogo nie powinno w niej być oraz o sprawie podłączenia Nowego Osiedla do sieci „Spec-Pecu” rozmawiał Andrzej Baranowski.

Andrzej Baranowski: Jak jako najstarszy członek kartuskiej Rady Miejskiej ocenia Pan spór na linii burmistrz – radni? Z mojej perspektywy można odnieść wrażenie, że nie ma szans na porozumienie między obiema stronami.

Ryszard Duszyński: Jako radni działamy w oparciu o ustawę o samorządzie gminnym, która wyraźnie mówi o dwóch organach – organie uchwałodawczym, którym jest rada oraz organie wykonawczym, którym jest burmistrz. Zgodzę się z tym, że na linii radni – burmistrz nie ma dobrych relacji. Należałoby jednak zastanowić się, dlaczego tak to wygląda. Jestem radnym do 2002 roku, pełniłem również funkcję sołtysa. W chwili obecnej rada jak najbardziej chciałaby dojść do porozumienia z samorządem. Jest to jednak hamowane przez pana burmistrza. Odnosząc się do ostatnich, bardzo istotnych obrad, które dotyczyły budżetu, jako członkowie rady podchodzimy do tego bardzo uczciwie. Już w zeszłym roku informowaliśmy pana burmistrza o pozycjach, które widzielibyśmy w przyszłorocznym budżecie. Apelowały o to dwa ugrupowania radnych, w tym to, w którym ja się znajduję, a więc radni z wieloletnim doświadczeniem. We wszystkich sprawach, dotyczących wydatków, powinno się umieć wypracować kompromis. Do takiego kompromisu doszłoby gdyby był dialog, jednak ze strony pana burmistrza takiego dialogu nie było. Na pismo, które złożyliśmy do samorządu, nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. To rada wytycza drogę, jaką burmistrz ma się kierować, wynika to z ustawy.

Reklamy

A.B.: Mieczysław Grzegorz Gołuński pełnił funkcję burmistrza w „latach dwutysięcznych”, zanim stanowisko szefa samorządu objęła Mirosława Lehman. Pamięta Pan doskonale ten okres. Czy wówczas współpraca z nim wyglądała tak samo?

R.D.: Bardzo dobrze współpracowało mi się z nim w tamtym okresie. Wykonaliśmy wtedy bardzo dużo inwestycji dla naszych sołectw. Wspierałem Pana burmistrza na każdym kroku, myślę że potwierdziłby to, gdyby Pan go o to zapytał. Dzisiaj jednak nasze drogi się rozeszły. Później burmistrzem została Mirosława Lehman, w tym okresie pełniłem funkcję przewodniczącego rady. Potem za sprawą między innymi pana Gołuńskiego zostałem z tej funkcji odwołany. Nie ma to żadnego wpływu na naszą współpracę na dzień dzisiejszy, bo ona jest efektem czegoś zupełnie innego. Nie darzę burmistrza zaufaniem. Będę jednak wspierał go we wszystkich działaniach, które będą dobre dla Kartuz i całej gminy. Nie może być jednak tak, że liczą się tylko Kartuzy. Gmina liczy około 34 tysięcy mieszkańców. Jeśli się nie mylę, około 20 tysięcy mieszkańców mieszka poza Kartuzami, zaś przeszło 13 tysięcy w Kartuzach. Myślę, że stolica naszej gminy się powoli wyludnia, z czegoś to wynika. Nie chcę mówić dlaczego tak się dzieje, ale mam swoje zdanie na ten temat.

A.B.: Kto więc według Pana był lepszym burmistrzem Kartuz – pani Lehman czy pan Gołuński?

R.D.: Nie da się tego jednoznacznie określić. Należałoby wziąć do ręki wszystkie dokumenty dotyczące spraw, jakie byłby podejmowane za czasów pani Lehman oraz za czasów pana Gołuńskiego. W obu przypadkach były wzloty i upadki. Na początku swojej pracy w „latach dwutysięcznych” pan Gołuński był bardzo zaangażowany jako burmistrz. Mogę powiedzieć, że pozytywnie oceniam ten okres. Pozytywnie oceniam również pierwszą kadencję pani Mirosławy Lehman.  Dzięki niej mamy na przykład kartuski dworzec oraz wiele innych inwestycji. W swojej drugiej kadencji jednak pani burmistrz przestała współpracować z radą. W ostatnim roku jej pracy powiedziałem oficjalnie, że najprawdopodobniej „burmistrzowanie” się dla niej skończy. Kiedy Gołuński wygrał wybory rywalizując z Mirosławą Lehman od samego początku właściwie nie było dobrej współpracy z radą. Wynikiem tego było nieudzielenie mu wotum zaufania.

A.B.: Słuchając Pana można odnieść wrażenie, że z kartuskimi włodarzami zaczyna dziać się coś złego, kiedy mija pierwsza kadencja ich pracy. Wówczas, jak Pan zauważył, przestają współpracować z radą.

R.D.: Zgadza się, potwierdzam to. Podczas drugiej kadencji pani Lehman powiedziałem jej kiedyś, że „wyrastają jej pióra i niedługo odleci”. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku burmistrza Gołuńskiego, co prawda pióra mu nie urosną, ale moim zdaniem za bardzo interesuje się polityką zewnętrzną , nie dotyczącą naszego miasta i naszej gminy. Widać to po jego obecnym zaangażowaniu w niektóre sprawy, nie chciałbym mówić publicznie, o co dokładnie chodzi. Uważam, że duża polityka nie powinna być uprawiana na naszym terenie. Musimy skupić się na własnych terenach i ich mieszkańcach. Spójrzmy jak działają inni wójtowie, czy to w Stężycy czy w Przodkowie.

A.B.: Na przestrzeni prawie 20 lat Pana pracy przez kartuską Radę Miejską przewinęły się różne osoby. Jak ta rada się zmieniała mając to na uwadze?

R.D.: Z tego co zaobserwowałem, w każdej kolejnej kadencji dochodziło około 50 procent nowych radnych. Często byli to ludzie, którzy na początku szczerze mówiąc nie znali pewnych rzeczy, związanych z tym, do czego zobowiązana jest rada. Uprawnienia rady były inne, niż dzisiaj. Obecnie mamy większe uprawnienia, na przykład mamy większy wpływ na kształt budżetu. Myślę, że są to pozytywne zmiany. Możemy też wnosić do porządku obrad własne uchwały, ale zawsze jak to robimy, rodzi się spór, nawet jakby dana uchwała była możliwie najlepsza dla mieszkańców gminy. Jeśli więc w dalszym ciągu nie będzie porozumienia z burmistrzem, to być może będzie trzeba użyć radykalnych środków, a więc doprowadzić do referendum. Wracając do Pana pytania, struktura rady co kadencję się zmienia, z jednej strony korzystnie, a z drugiej – z mojego punktu widzenia – niekorzystnie. W zasadzie członkami rady nie powinny być osoby podległe zawodowo burmistrzowi. Myślę tutaj o nauczycielach obecnie funkcjonujących.  Oczywiście tych ludzi wybiera pewne gremium, ale nawet gdybym miał taki projekt uchwały, który zakładałby zrobienie złota z mydła, to i tak oni byliby na „nie” jeśli pan burmistrz miałby podobne zdanie.

A.B.: Nawiązując do tego co powiedział Pan przed chwilą, naprawdę dopuszcza Pan taką możliwość, aby w Kartuzach odbyło się referendum?

R.D.: Niewykluczone. Jeśli ktoś wsłuchuje się w nasze dyskusje na sesjach to wie doskonale, że sam pan burmistrz powiedział niedawno, że „jak tak dalej pójdzie to zrobię wszystko, by odwołać radę”. Jak miałem to odebrać? Odpowiadam więc tym samym – tak, może trzeba będzie pokusić się o referendum aby odwołać burmistrza i wreszcie wybadać osobę, która nie będzie się zajmowała kłótniami, lecz pracą na rzecz gminy Kartuzy.

A.B.: Podczas ostatniej, niedokończonej jeszcze, sesji Rady Miejskiej w Kartuzach poruszony został temat podłączenia Nowego Osiedla do sieci ciepłowniczej. Samorząd pokazał radnym film, przedstawiający rozmowy z ludźmi, mieszkającymi na tym osiedlu. Skomentował Pan to w ten sposób, że „zaserwowano radnym propagandę”. Skąd taki wniosek?

R.D.: Muszę do tego się odnieść, gdyż w moją stronę po tej sesji popłynęły różne drobne „hejty”. Przyjmuję każdą krytykę, jeżeli ona jest zasadna. Przez wiele lat swojego życia mieszkałem na Nowym Osiedlu. Znam więc bolączki tego miejsca. W tamtym okresie rzeczywiście wszyscy nosili węgiel, nie było innej możliwości, budynki te budowano w latach 40-tych. Tych pieców faktycznie jest tam teraz bardzo dużo i gdybyśmy mieli policzyć kominy to ich również jest bardzo dużo. Uważam, że na pewno jest to palący problem jeżeli chodzi o zanieczyszczenie środowiska. Moja wypowiedź została odebrana w ten sposób, że jestem przeciwny podłączeniu Nowego Osiedla do „Spec-Pecu”. W rzeczywistości tak nie jest. Dla mnie jest to priorytet, to ja między innymi głosowałem za tym w poprzedniej kadencji, aby dołożyć 2 miliony złotych w dwóch transzach do tego, aby podłączyć do sieci ciepłowniczej szpital, osiedle XX-lecia oraz Nowe Osiedle. W dalszym ciągu opowiadam się za tym, jednak proszę zauważyć, że w tej chwili zmienił się prezes „Spec-Pecu” i w pierwszej kolejności miałyby być podłączone cztery budynki, a na Nowym Osiedlu jest ich 16. Co prawda blok nr 13 jest podłączony do gazu, jego mieszkańcy zrobili to na własną rękę, a blok nr 9 jest własnością prywatną. Znam sytuację tego osiedla bardzo dobrze, również jeśli chodzi o stan budynków. Powiedziałem, że jest to „propaganda” bo jeżeli mówi się, że jest wilgoć czy pleśń w budynkach, a sytuacja meteorologiczna w poprzednich latach była podobna do obecnej, to nie brzmi to wiarygodnie bo nigdy to się nie zdarzało. Albo te budynki nie są dobrze zabezpieczone i wyremontowane albo nie ma dobrego nadzoru. Coś nie gra, pytam więc co. Nikt też nie mówi mieszkańcom tego osiedla, że co prawda rury będą doprowadzone do budynków, ale całą instalację wewnątrz będą musieli zrobić we własnym zakresie. Być może będą robić to wspólnoty mieszkaniowe, jeśli takie funkcjonują, ale będą musiały wziąć na to kredyt. Gdyby te 650 tysięcy złotych miało pójść bezpośrednio do ludzi to podniosę nie jedną, a obie ręce. W tej chwili jednak pieniądze mają trafić do spółki, należącej do gminy, a więc tak naprawdę środki z gminy trafiają do gminy. Rada jest w ten sposób krzywdzona, bo wmawia się społeczeństwu, że jesteśmy przeciwko podłączeniu Nowego Osiedla do ciepła. Podkreślam jeszcze raz, tak nie jest.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*