Juniorzy „Cartusii” uczcili pamięć zasłużonego trenera

Juniorzy „Cartusii” uczcili pamięć zasłużonego trenera

Juniorzy klubu Cartusia, w związku ze zbliżającym się Dniem Wszystkich Świętych, odwiedzili kartuski cmentarz. Tam uczcili pamięć zasłużonego dla klubu śp. trenera Franciszka Schicka i zapalili znicze.

Takie inicjatywy to kształtowanie u najmłodszych członków klubu odpowiednich wartości, takich jak szacunek oraz dbanie i poczucie przywiązania do historii i tradycji klubu.

Franciszek Schick urodził się w Przemyślu w 1903 roku. Tam za młodzieńczych lat uprawiał piłkę w miejscowych „Czarnych”. Nie zachowały się żadne źródła określające powód i datę jego przybycia na Kaszuby. Z różnych informacji wynika, że najpierw przebywał w Sierakowicach, po czym przeprowadził się do Kościerzyny, skąd następnie trafił do Kartuz.

Reklamy

W latach 30-tych okresu międzywojennego był urzędnikiem pocztowym w Sierakowicach. Po II wojnie już w Kartuzach rozpoczął swoją pracę instruktorską od sekcji tenisa ziemnego. Było to w roku 1949 w ówczesnym KS „Kolejarz”.

W 1952 roku zaliczył tzw. kurs unifikacyjny zdobywając prawo prowadzenia treningów siatkówki, a po 3 miesiącach uzyskał uprawnienia instruktora piłki nożnej. W tym samym roku został trenerem KS „Ogniwo”. Od tego czasu przeszło 30 lat poświęcił na pracę z piłkarzami. Po KS „Ogniwo” trenował „Budowlanych”, a następnie od 1957 roku MKS „Carthusia”.

Po powstaniu LKS „Cartusia” w 1965 roku oddał pałeczkę trenerską pierwszego zespołu swojemu wychowankowi Kazimierzowi Tatarzyckiemu. Sam zaś zajął się szkoleniem i wychowywaniem młodzieży, której był wierny do końca swojej niezwykle długiej pracy zawodowej.

Wielu z tej grupy zostało czołowymi piłkarzami i trenerami „Cartusii” i innych zespołów w regionie. Przyznawał się zresztą w luźnych wspomnieniach, że w swojej karierze trenerskiej wychował około 300 młodych piłkarzy. Miał swój udział w awansach zespołu trenera Tatarzyckiego z klasy C do B i z B do A w latach 60-tych.

Dawał piłkarzom podstawowe wyszkolenie, był trenerem który nie spoglądał na zegarek podczas zajęć. Był człowiekiem wymagającym także wobec siebie, bardzo dokładnym i skrupulatnym. Jego plany treningowe, jak wspominają byli piłkarze, były dopracowane z wielką precyzją. Przy tym był bardzo rozmowny, otwarty i szczery.

W połowie 80-tych lat zaczął podupadać na zdrowiu, a od roku 1987 przestał się pojawiać na ukochanym przez siebie stadionie „Cartusii”. Zmarł w roku 1990 przeżywszy 87 lat i 4 dni. Jego ciało spoczęło obok żony Heleny zmarłej w 1984 roku, na cmentarzu w Kartuzach. Za swoje osiągnięcia został uhonorowany przez władze miasta Złotym Krzyżem Zasługi.

 

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*