fot. Elżbieta Lejk

„Kto w tłusty czwartek nie zje pączków kopy, temu myszy zniszczą pole i będzie miał pusto w stodole”

Zanim rozpoczniemy czas Wielkiego Postu, czeka nas dzień rozpusty. Tłusty czwartek to jeden z nielicznych zwyczajów wciąż tak chętnie kultywowanych przez Polaków. O zapustach, pączkach i chrustach z Ewą Kwidzińską – Przewodniczącą Koła Gospodyń Wiejskich w Kamienicy Królewskiej rozmawia Elżbieta Lejk.

fot. Elżbieta Lejk

Elżbieta Lejk: Domowe wypiekanie słodkości wydaje się dawno minioną przeszłością…

Ewa Kwidzińska: Obecnie ten zwyczaj nie jest praktykowany tak żywo jak kiedyś. Moim zdaniem młode mamy nie mają już czasu na spędzenie go nad wypiekami. Ludzie częściej kupują już gotowe.

Reklamy

EL: Pani jednak udaje się podtrzymać ten zwyczaj w domu…

EK: Kiedyś piekłam wręcz hurtowe ilości pączków w zaciszu własnej kuchni. Teraz robimy to w gronie członkiń Koła Gospodyń Wiejskich. Zawsze spotykałyśmy się w dzień przed tłustym czwartkiem i razem piekłyśmy dla naszych rodzin. Od dwóch lat włączamy się jednak w charytatywny kiermasz słodkości, który organizuje Caritas z Załakowa.

EL: Co jest według Pani popularniejsze: pączki czy chrusty?

EK: Pączki. Są zdecydowanie wyraźniejszym symbolem tłustego czwartku. Chrusty zawsze były silniej związane z dawnymi zapustami.

EL: Czy popularność pączków ma jakieś odniesienie do poziomu trudności ich wypieku?

EK: Teoretycznie ciasto do chrustów robi się szybciej, bo może być proszkowe. Do pączków zawsze musi być ciasto drożdżowe, które musi wyrosnąć. Trzeba też go nadziać. Jednak chruściki wymagają więcej czasu, jeśli chodzi o formowanie.

EL: Najbardziej popularne nadzienie pączkowe w państwa KGW?

EK: Różane, zdecydowanie.

EL: Nie śliwka nie truskawka, nie wiśnia…

EK: Wiśnią zazwyczaj nadziewa się pączki urodzinowe – pamiętam jeszcze z dzieciństwa, wypieki mojej babci. Jej urodziny wypadały w marcu, więc często w czasie zapustów. Z tej okazji piekła ogromną ilość pączków z wiśnią. Wśród nich był zawsze jeden owoc z pestką. Trafienie na niego, wiązało się z dużym zaszczytem. Mówiło się, że będzie miała szczęście.

EL: A Pani ulubione nadzienie?

EK: Uwielbiam różane. To mój smak dzieciństwa, wspomnienie babci. Według mnie ma specyficzny smak ze wszystkich konfitur.

EL: Tradycji tłustego czwartku nie znały nasze prababcie…

EK: Dawniej świętowanie ostatnich dni karnawału nie koncentrowało się na jednym dniu. Cały tydzień poprzedzający środę popielcową był okazją do licznych spotkań i zabaw. Pamiętam z opowieści mojej babci, że jedzono wtedy dużo mięsa, pieczono placki, gotowano zupy na brukwi, spotykano się z rodziną i sąsiadami. Zapusty to był czas nabrania sił na okres Wielkiego Postu. Najedzenia się na zapas. Ja sama nie pamiętam tak hucznych zabaw, ponieważ moi rodzice nie praktykowali już tych tradycji.

EL: Spotykano się wtedy po domach – czy był jakiś podział obowiązków w organizacji takiej zabawy?

EK: Z reguły to gospodarz przygotowywał posiłek. Jednak to nie było tak, że goście przychodzili z pustymi rękami. Zazwyczaj przynosili swoje ulubione trunki.

EL: Takie zabawy zapustowe były też sposobem na spędzenie zimowych wieczorów.

EK: Kobiety w tygodniu przed Popielcem, spotykały się na darcie pierza. To była okazja do spotkań dla nich, ponieważ na co dzień nie miały na to czasu. Nawet w czasie zapustów praca na gospodarstwie nie była zaniedbywana.

EL: Jak wyglądały te sąsiedzkie spotkania przy darciu pierza? Czym to właściwie było?

EK: Tak jak mówiłam, brały w nich udział tylko kobiety. Sąsiadki, znajomi, rodzina. Zbierały się wieczorami w jednym gospodarstwie. Tam przy suto zastawionych stołach, ubijano gęsi lub kaczki. Potem darło się pierze, czyli skubało pióra. Bardzo często umilano sobie wtedy czas śpiewając, rozmawiając. To był dla nich rzadki czas, który mogły spędzić razem.

EL: Czy zna Pani jeszcze osoby, które praktykują zwyczaje zapustne?

EK: U nas na Kaszubach są jeszcze żywe niektóre tradycje. Jest takie stare porzekadło, że kto w tłusty czwartek nie zje pączków kopy, temu myszy zniszczą pole i będzie miał pusto w stodole. Dlatego wielu rolników, tylko dla świętego spokoju, zje tego pączka. Taki sposób odwrócenia złego losu.

EL: Nie jest to forma zabobonów?

EK: Tak bym tego nie nazwała. Raczej zasady. Starsi ludzie po prostu zostali wychowani, że tak trzeba.

EL: Koło w jakiś sposób podtrzymuje tradycje zapustowe?

EK: Może nie na taką skalę i z taką pompą jak dawniej. Niektóre z moich koleżanek z koła wciąż podtrzymuje zwyczaj darcia pierza. Spotykają się w okresie zapustów i przy miłych rozmowach, czasami śpiewając, podtrzymują tradycję.

EL: Bardzo dziękuję za rozmowę.

EK: Dziękuję również.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*